Było ognisko :) Tradycyjnie na ognisku piecze się kiełbaski. U nas owszem, były kiełbaski polane keczupem, były ziemniaczki z folii, grzaneczki, piwko (...) Ale było coś jeszcze! Kolega Kazik wpadł na bardzo ciekawy pomysł.
Otóż przed ogniskiem dostaję nagle smsa o treści "Co byś powiedziała, żeby na jutrzejszym ognisku coś upichcić? Proponuję taką małą zabawę, że kilka osób przynosi jakieś produkty, powiedzmy po 2, nie mówimy sobie co to będzie, a potem gotujemy z tego jakieś danie razem. Co Ty na to?"
a ja na to jak na lato :D
Cóż z tego wyszło?
BAAAARDZO CIEKAWY GULASZ :)
Z przyniesionych produktów wykorzystaliśmy:
- wołowinki trochę
- dwa świeże pomidory obrane ze skórki (obierałam bez parzenia ich ... :P) i pokrojone w kosteczkę
- ze eee 4 łyżki oleju?
- czerwoną fasolę z puszki
- kawałek pora
- cebula drobniutko posiekana (nadcięłam sobie palca i krwawiłam cały wieczór - wypas!)
- trochę pokrojonych na ćwiartki pieczarek
- sól, pieprz, przyprawa do kuchni chińskiej :D
Jak żeśmy to zmajstrowali?
Mieliśmy dwa porządne, dziwne kamienie, między którymi Kaźmirz rozpalił ogień i na których położył dwie dziwne metalowe listwy. Mieliśmy również malusią patelnię z metalową rączką i mały rondelek - ten już bez rączek. Zestaw ten pół roku temu mama kazała mi wyrzucić na śmietnik, ale ja wiedziałam, że on się kiedyś przyda i schowałam go do piwnicy! :)
System był taki: Smażyliśmy na patelni, przekładaliśmy do garnka, smażyliśmy przekładaliśmy, (...). Po kolei: cebulka, pieczarki, mięsko, pomidory.
Puszkę fasoli uchyliliśmy i włożyliśmy do ogniska żeby się całkiem zagotowała i zmiękła, a por zawinęliśmy w folię aluminiową i piekliśmy nad ogniem z pół godziny co najmniej, aż zrobił się całkiem mięciutki i smakował jak szparagi.
Na końcu całość żeśmy dokładnie wymieszali, zagotowali i doprawili.
Było bardzo smaczne :)
Zdjęcie przedstawia etap "przysmażania pomidorów w hardcore'owych warunkach" :D
(zdjęcie autorstwa Damiana :)
poniedziałek, 26 kwietnia 2010
sobota, 17 kwietnia 2010
PIJANE KREWETKI
Wczoraj był mój pierwszy raz z krewetkami! - Przyznaję to bez wstydu, iż nigdy wcześniej ich nie jadłam, a co za tym idzie nigdy wcześniej ich nie przyrządzałam.
Mięsko dobre w smaku :) Początkowo miałam dziwne opory, spowodowane tym iż troszeczkę za długo je smażyłam i zrobiły się lekko twardawe. Ale w smaku PYCHOTA!
Zaprosiłam kolegów :)))
PIJANE KREWETKI
składniki:
- Paczka mrożonych krewetek
- 4 łyżki oliwy
- duuuuużo listków świeżej bazylii - tak jak lubię :)
- paczka makaronu spaghetti
- 2 ząbki czosnku
- trzy świerze pomidory
- łyżeczka koncentratu pomidorowego
- szklanka martini (bianco)
- sok z połowy limonki
- szklanka wody
- sól i pieprz dla smaku
Krewetki rozmroziłam, odsączyłam i wymieszałam z listkami bazylii, drobno pokrojonymi ząbkami czosnku, łyżką oliwy, sokiem z limonki, martini, solą i pieprzem. Siedziały tak caaaałą noc i pół dnia ! :) Nabombiły się, trzeba przyznać.
Na drugi dzień odsączyłam je ładnie i smażyłam na 3 łyżkach rozgrzanej w rondelku oliwy. W między czasie gotowałam makaron (tak jak zwykle gotuje się makaron :D), sparzyłam i obrałam pomidory, oraz pokroiłam je w kostkę.
Gdy oceniłam, iż prawdopodobnie nie są już surowe (nie były już dawno, bo smażyłam je zadługo :D), dorzuciłam pomidory i dodałam koncentratu. Po pięciu minutach podlałam wszystko wodą i dusiłam, delikatnie mieszając przez niecałe 10 minut.
Po czasie całość zamieniła się w fajny sosik. Doprawiłam go i dorzuciłam wcześniej ugotowany i odcedzony makaron.
Wymieszałam, wyłożyłam na talerz ozdabiając listkiem bazylii i kładąc z boku ćwiartkę limonki. Na stół położyłam miseczkę z tartym parmezanem :)
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Zdjęcie mówi samo za siebie :P
(kolega Olaf :)
Mięsko dobre w smaku :) Początkowo miałam dziwne opory, spowodowane tym iż troszeczkę za długo je smażyłam i zrobiły się lekko twardawe. Ale w smaku PYCHOTA!
Zaprosiłam kolegów :)))
PIJANE KREWETKI
składniki:
- Paczka mrożonych krewetek
- 4 łyżki oliwy
- duuuuużo listków świeżej bazylii - tak jak lubię :)
- paczka makaronu spaghetti
- 2 ząbki czosnku
- trzy świerze pomidory
- łyżeczka koncentratu pomidorowego
- szklanka martini (bianco)
- sok z połowy limonki
- szklanka wody
- sól i pieprz dla smaku
Krewetki rozmroziłam, odsączyłam i wymieszałam z listkami bazylii, drobno pokrojonymi ząbkami czosnku, łyżką oliwy, sokiem z limonki, martini, solą i pieprzem. Siedziały tak caaaałą noc i pół dnia ! :) Nabombiły się, trzeba przyznać.
Na drugi dzień odsączyłam je ładnie i smażyłam na 3 łyżkach rozgrzanej w rondelku oliwy. W między czasie gotowałam makaron (tak jak zwykle gotuje się makaron :D), sparzyłam i obrałam pomidory, oraz pokroiłam je w kostkę.
Gdy oceniłam, iż prawdopodobnie nie są już surowe (nie były już dawno, bo smażyłam je zadługo :D), dorzuciłam pomidory i dodałam koncentratu. Po pięciu minutach podlałam wszystko wodą i dusiłam, delikatnie mieszając przez niecałe 10 minut.
Po czasie całość zamieniła się w fajny sosik. Doprawiłam go i dorzuciłam wcześniej ugotowany i odcedzony makaron.
Wymieszałam, wyłożyłam na talerz ozdabiając listkiem bazylii i kładąc z boku ćwiartkę limonki. Na stół położyłam miseczkę z tartym parmezanem :)
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Zdjęcie mówi samo za siebie :P
(kolega Olaf :)
czwartek, 15 kwietnia 2010
KURCZAK Z CHRUPIĄCYM RYŻEM
Dlaczego lubimy gotować dla innych?
To zależy. Dla kogo...
Dla drugiej połowy: Bo lubię patrzeć jak amcia, jak nasyca się i rozkoszuje tym co dla niego przygotuję :)
Dla przyjaciół: Bo można między przeżuwaniem jednego kęsa a drugiego, powiedzieć do siebie coś ciekawego. Spędzić wspólnie czas.
Dla mamy: bo ona nie lubi gotować, robiła to całe życie i teraz chce sobie odpocząć :)
Dla obcych: żeby podziwiali, a co!
Ale skupmy się na kwestii "dla przyjaciół".
Idea wspólnego spędzania czasu poprzez "jedzenie" jest (przynajmniej dla mnie) opcją wręcz bajeczną. W moim życiu pierwszy raz zdarzyło to się, gdy kolega Kaźmirz przyrządził przesmerfną kolację dla mnie, mojego Lesia, mojej Oli i mojej Kingi.
Siedzieliśmy rozmawialiśmy, piliśmy wyborny trunek , a to wszystko poprzedzone było znakomitymi potrawami.
Wczoraj pośród życiowego zamieszanio-zabiegania mojej siostry i mojej Oli, pojawił się Kaźmirz, z propozycją wspólnego obiadu.
A co przygotował?
KURCZAKA Z CHRUPIĄCYM RYŻEM :)
Składniki:
Filet z kurczaka- ile kto zje
Ryż
1 limonka
sałata( jaką kto lubi)
ze 2 pomidorki
ogórek
Oliwa z oliwek- dziewicza
Olej
przyprawy: bazylia, zioła prowansalskie
sól, pieprz
Przygotowanie:
Kurczaka kroimy na paski i wrzucamy do smażenia na oliwę z dodatkiem
oleju, co by się nie spaliła.
Równocześnie wkładamy ryż do garnka z wodą i gotujemy: w wersji tradycyjnej- tyle ile jest napisane na opakowaniu,
*w wersji chrupiącej- połowę tego czasu (dla osób, które lubią hardcore.
Z racji tego, że miałem mało czasu musiałem przyrządzić wersję hard.
(Swoją drogą ciekawe było zgadywanie czy to chrupie to ogórek, czy ryż ;).
Kurczaka od czasu do czasu mieszamy.
W wolnej chwili zabieramy się za sałatkę. Sałatę płuczemy, rwiemy na kawałki i umieszczamy w misce.
Najlepsza jest do tego pomarańczowa kwadratowa miednica, która jest wprost stworzona do mieszania w niej sałatki.
Kroimy pomidorki, ogórka i dosypujemy do miednicy. Całość tuż przed podaniem kropimy sokiem z limonki i oliwą.
Gdy stwierdzamy, że ryż już dochodzi, mięsko przerzucamy do miseczki, dolewamy odrobinę oliwy, soku z limonki, sypiemy zioła, pieprzymy, solimy i całość mieszamy, aż drób zacznie wyglądać.
Na talerzu rozsypujemy ryż, nakładamy mięso. Całość dekorujemy dookoła wcześniej przygotowaną w miednicy sałatą. Osobiście mogę polecić zwieńczenie dania plasterkiem limonki, której skórka, po spożyciu dania w wersji hard, nie wydaję się aż tak twarda. Smacznego :)
(by Kaźmirz - Mateusz S. )
To zależy. Dla kogo...
Dla drugiej połowy: Bo lubię patrzeć jak amcia, jak nasyca się i rozkoszuje tym co dla niego przygotuję :)
Dla przyjaciół: Bo można między przeżuwaniem jednego kęsa a drugiego, powiedzieć do siebie coś ciekawego. Spędzić wspólnie czas.
Dla mamy: bo ona nie lubi gotować, robiła to całe życie i teraz chce sobie odpocząć :)
Dla obcych: żeby podziwiali, a co!
Ale skupmy się na kwestii "dla przyjaciół".
Idea wspólnego spędzania czasu poprzez "jedzenie" jest (przynajmniej dla mnie) opcją wręcz bajeczną. W moim życiu pierwszy raz zdarzyło to się, gdy kolega Kaźmirz przyrządził przesmerfną kolację dla mnie, mojego Lesia, mojej Oli i mojej Kingi.
Siedzieliśmy rozmawialiśmy, piliśmy wyborny trunek , a to wszystko poprzedzone było znakomitymi potrawami.
Wczoraj pośród życiowego zamieszanio-zabiegania mojej siostry i mojej Oli, pojawił się Kaźmirz, z propozycją wspólnego obiadu.
A co przygotował?
KURCZAKA Z CHRUPIĄCYM RYŻEM :)
Składniki:
Filet z kurczaka- ile kto zje
Ryż
1 limonka
sałata( jaką kto lubi)
ze 2 pomidorki
ogórek
Oliwa z oliwek- dziewicza
Olej
przyprawy: bazylia, zioła prowansalskie
sól, pieprz
Przygotowanie:
Kurczaka kroimy na paski i wrzucamy do smażenia na oliwę z dodatkiem
oleju, co by się nie spaliła.
Równocześnie wkładamy ryż do garnka z wodą i gotujemy: w wersji tradycyjnej- tyle ile jest napisane na opakowaniu,
*w wersji chrupiącej- połowę tego czasu (dla osób, które lubią hardcore.
Z racji tego, że miałem mało czasu musiałem przyrządzić wersję hard.
(Swoją drogą ciekawe było zgadywanie czy to chrupie to ogórek, czy ryż ;).
Kurczaka od czasu do czasu mieszamy.
W wolnej chwili zabieramy się za sałatkę. Sałatę płuczemy, rwiemy na kawałki i umieszczamy w misce.
Najlepsza jest do tego pomarańczowa kwadratowa miednica, która jest wprost stworzona do mieszania w niej sałatki.
Kroimy pomidorki, ogórka i dosypujemy do miednicy. Całość tuż przed podaniem kropimy sokiem z limonki i oliwą.
Gdy stwierdzamy, że ryż już dochodzi, mięsko przerzucamy do miseczki, dolewamy odrobinę oliwy, soku z limonki, sypiemy zioła, pieprzymy, solimy i całość mieszamy, aż drób zacznie wyglądać.
Na talerzu rozsypujemy ryż, nakładamy mięso. Całość dekorujemy dookoła wcześniej przygotowaną w miednicy sałatą. Osobiście mogę polecić zwieńczenie dania plasterkiem limonki, której skórka, po spożyciu dania w wersji hard, nie wydaję się aż tak twarda. Smacznego :)
(by Kaźmirz - Mateusz S. )
wtorek, 13 kwietnia 2010
SPAGHETTI CIN CIN
To jedna z takich potraw, które średnio wyglądaja na talerzu, ale smakują wybornie.
Skąd ten Cin cin? Dzięki Oli, mej wiernej Oli, która miała urodziny i dostała cin cina od Kazia i została go akurat idealna ilość żeby zalać mięsko :)
Składniki:
- makaron Spaghetti
- 2 duże jabłka
- szklanka Cin Cin Bianco
- podwójna pierś z kurczaka
- kubek śmietany (18%)
- pół cebuli średniej wielkości
- łyżka oliwy
- szklanka wody
- suszone zioła (najlepiej bazylia
- sól, pieprz
Realizacja:
Kurczaka kroimy w cienkie paski, odkładamy do miski,
do której dosypujemy ziół, wlewamy cin cina i ścieramy drobno oba jabłka.
Miskę odkładamy do lodówki na minimum 3 godziny, a najlepiej na całą noc.
W rondelku rozgrzewamy oliwę i wrzucamy do niej drobno posiekaną cebulę. Gdy ta się zarumieni, dodajemy nasze zamarynowane mięsko z jabłkami i cin cinem.
Smażymy, aż mięsko nie będzie surowe. DOlewamy wodę i dusimy przez ok. 20 minut.
Gdy jabłuszka zmiękną dodajemy przyprawy i znów dusimy z 10 minut.
Na koniec powolutku dodajemy śmietanę i dokładnie mieszamy.
Gotowe :)
PS przepraszam za jakość zdjęć - awaria aparatu....
PS zastój spowodowany problemami stricte osobistymi, rodzinnymi, na które siły nie ma.
Subskrybuj:
Posty (Atom)